środa, 21 listopada 2018

Dzień sądu

Minęło pół roku od ostatnich badań. Powiem Wam, że strasznie szybko to przeleciało. Staram się żyć normalnie, włosy mi odrosły, nie myślę o raku chociaż on siedzi gdzieś tam w zakamarkach i daje o sobie znać w taki dzień jak dziś ze zdwojoną siłą, bo dziś odbieram wyniki kolejnych badań profilaktycznych w CO. 
Przyzwyczaiłam się już do życia bez raka, choć niejedna osoba pisała jak ciężko jest powrócić po leczeniu do normalnego życia, patrzę jak dzieci rosną i cieszę się każdą chwilą. Człowiek jednak ma niesamowitą zdolność zapominania. 22 chemie, 25 lampek i cztery operacje. I ani jednej więcej. Serio.
Zmienność moich nastrojów jest zatrważająca- od całkowitego spokoju, bo przecież będzie dobrze, po paraliżujący strach- a co jak nie będzie??? W dniu takim jak dziś albo dostaniesz jeszcze trochę czasu albo twoje życie zmieni się diametralnie. Nie ma co gdybać ,myślę że grono które to przeżyło doskonale mnie zrozumie. Będzie jak będzie. Dam znać. 
Wierzę, że będzie dobrze.

sobota, 24 lutego 2018

Life goes on

Moi Drodzy przepraszam za nieobecność. Musiałam  psychicznie odpocząć od bloga. Stworzyłam go z potrzeby pisania i nie wiem czemu ale ostatnio nie miałam potrzeby pisać a nawet tu wchodzić. Wręcz miałam fizyczną blokadę. Niesamowite jest to, że tyle się nie odzywałam a nadal mam kilkadziesiąt wejść na dzień. Czyżby sami znajomi😉?
Zakończyłam radioterapię bez większych strat, i żeby nie post na blogu to pamiętałabym ją całkiem nieźle. Poszło szybko. Wbrew zaleceniem smarowałam się moim ukochanym bio kremem kokosowym i na skórze nie widzę żadnej różnicy. Usunęłam też jajniki w międzyczasie. Była to decyzja z którą i tak zwlekałam. Bez komplikacji, jedynie uderzenia gorąca i zimne poty sto razy na noc są dość wkurwiające.
Life goes on. W piątek miałam usg cyca i choć lekarka już mnie przeraziła bo pachę po operacji oglądała wyjątkowo dłuuugo to są tam tylko zwłóknienia i dostałam BIRADS 2. Na początku marca mam tomograf. Każde badanie to niesamowity stres ciekawe czy można się do tego przyzwyczaić...

wtorek, 12 grudnia 2017

Spadek sił

Jak pisałam poprzednio zaczęłam radioterapię i generalnie ciężko mi o pozytywne nastawienie bo czuję się naprawdę chujowo. Ledwo mam sił na powrót ze szpitala a na dodatek z powodu mojej słabej odporności przyplątała się infekcja i wypluwam sobie płuca plus jeszcze doszedł katar i najchętniej to bym spała na okrągło. Czuję się prawie tak jak po pierwszej chemii z tą różnicą że czuję się tak cały czas.
Byłam u lekarza, pobrali mi krew- nie ma tragedii, w płucach raczej nie charczy i póki nie dostanę gorączki to nie jest źle... yupi!

Dobrze, że na te naświetlania mam rano bo jakbym miała po południu to bym się chyba nie zebrała. Powrót autobusem sprawia mi niewyobrażalną trudność i ledwo łapię oddech jak chodzę. Tyle w temacie.

Dziś miałam scyntygrafie kości, wyniki w piątek.

czwartek, 7 grudnia 2017

Do przodu i jakoś leci. Koniec chemioterapii początek naświetlań.

Skończyłam chemioterapię, przynajmniej tą planowaną na teraz ( choć tak, tak mam nadzieję, że na zawsze). Włosy mi jeszcze nie odrosły , a że trochę mnie nie było na blogu, gdyż musiałam pozornie psychicznie odpocząć od chorowania to nawet zdążyłam już zacząć radioterapię.

Ale od początku. Chemioterapia nr 6 przebiegła bez opóźnień. Śmiałam się, że wyjazdy dobrze na mnie wpływają. a powiem Wam, że nr 5 dostałam w środę a w piątek byłam już z rodzinką w samolocie na Węgry. Odwiedziny u siostry baaardzo udane. Trochę pospałam oczywiście, pierwszy raz dostałam longuex(zastrzyk jak neulasta o przedłużonym działaniu) i było o niebo lepiej. Przede wszystkim nie latałam na kibel. Owszem, trochę jednej nocy pobolały mnie kości ale tak czy siak nie narzekam. Tą chemię zniosłam  najlepiej ze wszystkich, poza tym nie było czasu na zdychanie za zwiedzaniem, grillami i innymi przyjemnościami a pogoda w październiku była cudna, pięć dni latałam w sandałach.

Po drugie: Pamiętacie mój wpis o Magodencie? Otóż moja koleżanka, która pracuje w mediach zadzwoniła do rzecznika prasowego Luxmedu i poinformowała o problemie. On okazał się równym gościem i naprawdę się zainteresował całą sytuacją. Chociaż trochę to trwało to w Magodencie jest już lodówka dla pacjentów szpitalnych oraz koce na chemii dziennej. (Hip hip hurra!!!)

Po trzecie: Po wykonaniu badania tomografem narazie czysto. Może nie skaczę pod niebiosa bo wiem jak jest, no i ostatnio tez guza nie było w opisie chociaż fizycznie był ale ponoć zdjęcia zostały sprawdzone i jest ok i naprawdę i ulżyło.

Po czwarte: przy szóstej chemii też dostałam longuex i lekarka powiedziała, że jakoś wyluzowałam. Natomiast nie na długo bo jakaś chmura czarnych myśli mnie dogania.

Po piąte:  wszystko odwlekam jak mogę,  gdzieś koło czerwca/lipca oddałam próbki mojego raka do zbadania w CO, ponieważ nauczania doświadczeniem wszystko sprawdzam dwa razy. A że termin do onkologa miałam odległy to nie chciało mi się tam jechać wcześniej i prosić więc pozostałej przy wizycie w listopadzie. Zachodzę tam, babka drukuje wyniki i mówi ze leżą od lipca i co się okazało: mam estrogen na 100 procent!!! Ja że to niemożliwe bo mam trójujemnego raka przecież. Zadzwoniła do PATOMORFOLOGA I STANĘŁO NA TYM, że następnego dnia sprawdzi. Sprawdził i potwierdzi estrogen 100 proc. tylko ponoć słabo zauważalny cokolwiek to znaczy. Dla mnie to  dobrze bo dostanę tamoksyfen. I teraz pytanie czy mój rak zmutował czy też badanie pierwsze wykonane było błędnie. Wg lekarki z CO raz  się jej zdarzyło, że wznowa miała inne receptory, a dwa razy że badanie było błędne. I powiedzcie mi jakie prawdopodobieństwo że to znowu akurat u mnie? No jak to możliwe? Generalnie to się będzie sprawdzać. Kolejna możliwość jest taka, że miałam dwa ogniska z innymi receptorami i tego drugiego nie zauważono albo urosło po zakończeniu chemii. Tu by mi nie było już tak optymistycznie bo o ile tabletki powiedzmy że chronią przed hormonozależnym to przed tym drugim już nie. Ale generalnie zajebista wiadomość której się nie spodziewałam.

A ponieważ nadszedł czas świąteczny, Mikołaj bombki choinki życzenia i te sprawy to ja Wam Wszystkim- zdrowym i chorym- naprawdę życzę duuużo zdrówka!
Więc na zdrowie!!!!


środa, 25 października 2017

Porządek

Ludzie dzielą się na tych, co mają porządek w mieszkaniu i na tych co go miewają z rzadka. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy.Bo gdy już nawet przez kilka godzin polatam na szmacie (przeważnie jak zaanonsują się goście)  to za dwa dni (maksymalnie jak dobrze pójdzie) znowu jest to samo. Wydaje mi się,że ja mam po prostu za dużo rzeczy i nikt włącznie ze mną nie odkłada ich na miejsce. W ogóle te modne książki o minimalizmie i posprzątaniu siebie poprzez posprzątanie gratów w mieszkaniu mnie nie dotyczą. Właściwie  nawet jakbym miała mieszkanie dwukrotnie większe to i tak by było zagracone.
Podziwiam ludzi, którzy kładą tapety, wieszają obrazki, kupują mebelki i każą dzieciom ich broń Boże nie dotykać. Moja kanapa po pięciu latach wygląda jakby miała 25 a bieli na ścianach próżno szukać za różnego rodzaju malunkami kredkami, farbkami, ostatnio szminką :) i pieczątkami... No cóż mieszkanie jest do mieszkania.
Ale mam takie marzenie: wstaję rano i mam elegancko wysprzątany dom. 
Napadło mnie, gdy wstałam rano i zobaczyłam to: 




wtorek, 24 października 2017

Co tu robić jesienią?

Śniło mi się dziś, że miałam włosy. Długie, za łopatki w jakimś dziwnym ciemnym kolorze i się czesałam. A właściwie próbowałam się czesać przed lusterkiem, bo jak przeczesywałam włosy w inną stronę to pod spodem były łyse placki. Dziwny ten sen był, zwłaszcza, że włosami a raczej ich brakiem to już się nie przejmuje, przyzwyczaiłam się do widoku w lustrze i tego, że nie trzeba ich czesać, teraz jest zimno więc zakładam czapkę i fru... Natomiast gdy w międzyczasie mi odrosły i oglądałam zdjęcia siebie łysej to był dopiero dziwny widok. Kiedyś Ignaś w przedszkolu miał narysować mamę i narysował mnie z bardzo krótkimi ciemnymi włosami to moja pierwsza myśl była dlaczego? nie długie blond?:)
W ogóle jakieś imprezy mi się śnią u   rodziców z dawno niewidzianymi krewnymi i tym podobne bzdury. Natomiast w realu w czwartek  byłam na badaniu tomografem i chyba się przejmuję wynikami. Mają być za ok.  tydzień. Z jednej strony wiem ,że teraz już ode mnie nic nie zależy ale jednak człowiek się przejmuje i tyle. No bo jeszcze nie skończyłam leczenia i naprawdę chciałabym chwilę (dłuższą) spokoju.

Co dalej

Wszystko dobrze, wyniki badań w normie, nie znaleziono raka!